Reportaże: Z życia naszych klientek i klientów

03.2022r.

Sanjar Hashimi: «Może ktoś tu czuje się źle, ale ja dobrze»

Sanjar i jego rodzina przyjechali z Tadżykistanu nie chcąc tego. On i jego żona Sitora pracowali jako dziennikarze, ale z powodu prześladowań władzy zostali zmuszone do ucieczki z kraju i szukania schronienia na Zachodzie. Polska stała się dla nich nową ojczyzną, tu Sanjar już się zaadaptował, studiuje, pracuje, wybiera między otwarciem restauracji kuchni tadżyckiej a drogą do IT.

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pracowałem w radiu, gazecie i telewizji – mówi Sanjar. – Moje ostatnie miejsce zatrudnienia – to zastępca redaktora naczelnego w państwowym kanale. Żona współpracowała także z telewizją, powiązaną z opozycyjną partią Tadżykistanu. Mieliśmy przyzwoite pensje, dobrze sobie żyliśmy. Ale partia przestała istnieć, a osób z nią związanych zaczęli nakłaniać do współpracy z władzą. Odmówiliśmy, moja żona sama odeszła z pracy, ja zostałem zwolniony, mieliśmy problemy, trudno było znaleźć pracę – po prostu nie mogliśmy żyć. Wolne media zamykane, obecnie nie ma tam w ogóle niezależnych mediów. Nie mielibyśmy spokoju, musieliśmy wyjechać.

Sanjar i jego żona postanowili opuścić kraj. Koledzy-dziennikarze, którzy wyjechali na Zachód kilka lat temu, radzili dołączyć się do nich. I oni pojechali: przez Kirgistan, Moskwę, Białoruś – do Polski. Na Białorusi spędzili 25 dni próbując przekroczyć granicę.

Nie przyjęli nas w Konsulacie RP w Brześciu – wspomina Sanjar. – Wtedy kupiliśmy bilety na pociąg do Polski, który jedzie przez przejście Terespol-Brześć. Pociąg posiada oddzielny wagon dla osób ubiegających się o azyl. Ci, którzy mają wizy lub inne dokumenty, podróżują w poprzednich dwóch wagonach i jako pierwsi przechodzą kontrolę na granicy, a nasz trzeci wagon czeka. Potem zaczęli nas wywoływać po kolei i pytać: «Dlaczego nie macie wiz? Jakie macie problemy? Dlaczego chcecie ubiegać się o azyl w Polsce?» I za każdym razem po takiej rozmowie odmawiano nam. W sumie otrzymaliśmy 17 odmów. Codziennie wraz z nami przyjeżdżało około 30 rodzin, jedna lub dwie były przyjmowane – nie rozumieliśmy: dlaczego? jakie są kryteria? W tym czasie otrzymaliśmy już deportację z Białorusi i musieliśmy opuścić jej terytorium w ciągu tygodnia.

Sanjar nie poddawał się: zwracał się do różnych organizacji pozarządowych i mediów. Jego historię nagłaśniały polskie media, przyjeżdżała nawet dziennikarka z Polski, żeby napisać o nich reportaż.

Pierwszy raz w życiu znalazłem się w tak trudnej sytuacji. Wracaliśmy na granicę, prosiliśmy Polaków o azyl, ale za każdym razem odmawiano nam. Żona była w ciąży, musieliśmy wyjechać z Białorusi. Nie wiedzieliśmy, co robić dalej – mówi uchodźca.

Ale ostatniego dnia, przy ostatniej próbie strona polska zaakceptowała ich wniosek. Jak wspomina Sanjar, zawsze przesłuchiwali ich zwykli strażnicy graniczni, ale tego dnia była szefowa i było już jasne, że będą wpuszczeni.

Rodzina Sanjara została przeprowadzona do państwowego ośrodka dla cudzoziemców, potem otrzymali «zielony paszport» – dokument tymczasowy na 3 miesiące. Kartę pobytu jako uchodźcy (z dostępem do rynku pracy) otrzymali po 11 miesiącach. Początkowo mieli też zasiłek dla uchodźców.

Polska dziennikarka, która relacjonowała ich sytuację, podała kontakty Fundacji Ocalenie. Za pośrednictwem Fundacji, dzięki programowi «Refugees Welcome Polska», udało im się znaleźć mieszkanie.

Zamieszkaliśmy się w Warszawie, w domu polskiej rodziny – kontynuuje Sanjar. – Przyjął nas były prezydent Warszawy, polityk, poseł PO na Sejm, rzecznik praw przedsiębiorców w Ukrainie Marcin Święcicki. Mieszkaliśmy tam przez półtora roku, adaptowaliśmy się, uczyliśmy się języka. Dzięki programowi integracyjnemu zdałem bezpłatny egzamin ze znajomości języka polskiego na poziomie B1 i otrzymałem certyfikat państwowy. Gdy tylko dostałem zezwolenie na pracę, poszedłem do kawiarni «Kuchnia Konfliktu» (przedsiębiorstwo społeczne, które zatrudnia migrantów i uchodźców). Tam gotowałem w kuchni, więc później wpadłem na pomysł otwarcia własnej restauracji.

Zbliżyć się do realizacji idei własnego biznesu Sanjarowi pomogł projekt «Punkt Informacji Zawodowej dla Cudzoziemców» w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych (FISE), zna jej działalność już ponad dwóch lat.

– Kiedy pracowałem w «Kuchni Konfliktu», dowiedziałem się o FISE, współpracowali oni też z «Kuchnią». Zadzwoniłem do Fundacji, poszedłem skonsultować się z Oksaną, potem poznał Iwonnę – bardzo mi pomogły załatwić sprawę dokumentów. Oferowały także warsztaty dla uchodźców. A w zeszłym roku zorganizowali mi nauczanie na tygodniowym kursie «Manager gastronomii», potem uczestniczyłem w różnych zajęciach i warsztatach, w tym z podstaw biznesu, i napisałem biznesplan. Teraz nadal się kształcę i już sam poszedłem na bootcamp «Data-analyst», zawsze byłem dobry z matematyki, również znam podstawy html.

Podobnie jak jego koledzy z Tadżykistanu, którzy wyjechali na Zachód, Sanjar już nie pracuje jako dziennikarz, natomiast popracował i jako ochroniarz, i w Biedronce. Mimo to w Polsce udało mu się otworzyć z przyjacielem organizację pozarządową – Europejski Kongres Dziennikarzy Tadżyckich. Dziennikarze otrzymali grant od Ambasady USA w Tadżykistanie i pracowali przez rok: sprawdzali fakty (fact cheking) w tadżyckich mediach. Sanjar też chciał tu pisać po polsku, na przykład o sytuacji w Azji Centralnej – temat, w którym jest ekspertem, zwrócił się do «Gazety Wyborczej», ale bezskutecznie.

Sanjar nie widzi możliwości powrotu i nie chce jechać dalej do Europy, zaczyna czuć grunt pod nogami w nowej ojczyźnie:

– Pisałem dużo na mojej stronie na Facebooku, krytykując władze w Tadżykistanie. Ale moja żona i ja byliśmy pod presją, chcieli od nas, żebyśmy wrócili, a przynajmniej się zamknęli. Teraz nic nie piszę, tam zostali moi rodzice, przychodzi do nich KGB… W ciągu tych czterech lat, że tu żyję, nie widziałem mojej mamy na żywo – tylko przez wideo. Nie mogę wrócić, nie mam dokąd. Cóż, w Polsce jest dobrze: ludzie są mili, przyjaźni, polska rodzina dobrze nas przyjęła, nadal pomagają. Nie spotkałem się z nacjonalizmem. Ostrzegano nas, na przykład o Marszu Niepodległości 11 listopada, żebym tego dnia lepiej nie wychodził. To trochę dziwne, w Europie – i nagle niebezpieczne. Ale chodzę spokojnie. Może ktoś tu czuje się złe, ale ja dobrze.

Projekt «Punkt Informacji Zawodowej dla Cudzoziemców 2» realizuje Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, współfinansuje m.st. Warszawa.

 

 

 


Autorka: Tetiana Daniuchenko – dziennikarka, redaktorka. 10 lat w mediach i sektorze pozarządowym, była redaktorką naczelną portalu internetowego gurt.org.ua  (ukraiński odpowiednik ngo.pl). Przyjechała z Kijowa do Warszawy trzy lata temu. Pracuje jako sekretarz redakcji i dziennikarka w tygodniku Nasze Słowo (wydawca – Związek Ukraińców w Polsce), oraz współpracuje z ukraińskim media Fokus.